Światło. Ogień. Budynek. Oczy. Dłoń. Te obrazy już nigdy więcej nie opuszczą mojej głowy. Każdej nocy śnią mi się powracające potworne wspomnienia. Nie ma dnia, w którym nie myślałbym o tym. O niej. Czasem, gdy zamykam oczy widzę ją, tę dłoń. Ta noc już na zawsze pozostanie w mojej pamięci...
A wszystko zaczęło się od jednego pocałunku...
Właśnie zaczęło się lato. Mimo, że dawno skończyliśmy liceum i odebraliśmy świadectwa świadczące o tym, postanowiliśmy całą klasą spędzić ostatnie wakacje wspólnie. Jeszcze na początku czerwca ustaliliśmy, że najpierw wyjeżdżamy do domku letniskowego, mojego kumpla Devona.
-Zayn, stary pospiesz się!-krzyknął Devon stojąc przy swoim samochodzie nad moim domem.
-Już idę!-rzuciłem i po chwili zjawiłem się tuż przy nim.
Zapakowaliśmy ostatnie torby i pojechaliśmy po [T.I]. [T.I.] była najsympatyczniejszą i najzabawniejszą dziewczyną jaką kiedykolwiek poznałem a do tego była bardzo ładna. Miała długie, kasztanowe włosy, lśniące od promieni słońca oraz wyraziste, ciemne oczy, które okalały gęste rzęsy. Ta nieskazitelna piękność była dziewczyną Devona. Niestety mimo to z każdym dniem moje zauroczenie jej osobą, rosło.
-Hej chłopcy-rzekła wsiadając do auta z szerokim uśmiechem ukazującym rząd białych zębów.
Przez całą drogę wygłupialiśmy się i śpiewaliśmy banalne teksty piosenek o zranionych uczuciach, miłości i innych tego typu banałach. Zawsze zastanawiało mnie dlaczego nie ma przebojów o zwierzętach, naturze czy nawet pogodzie. Tylko wszędzie jest ta miłość, przez co jeszcze trudniej nie można zapomnieć o własnych niechcianych uczuciach.
Dojechaliśmy na miejsce jako pierwsi. Od razu zaczęliśmy rozpakowywać samochód. Trzy skrzynki wypełnione butelkami z alkoholem powędrowały na stół w ogrodzie, a resztę rzeczy zostawiliśmy w holu. Niedługo potem zjawili się kolejni ludzie z klasy. I tak przybywało ich coraz więcej aż w końcu zjawili się wszyscy. Cały ogród zastawiony był na przemian: skrzynkami z piwem, przystawkami i innymi napojami. Max - blondyn o głęboko niebieskich oczach, przywiózł ze sobą całą wierze. Puściliśmy muzykę na cały regulator. Było to możliwe, ponieważ w promieniu dwóch kilometrów nie znajdował się żaden dom. Wszyscy świetnie się bawili. Basy wydobywające się z wierzy wywierały przyjemne drganie ciała. Tego wieczoru nie martwiliśmy się o nic. Ani o szkołę, ani o rodziców, ani o siebie samych. To był czysty relaks z dużą dawką alkoholu. W środku nocy ktoś ( nie pamiętam już kto ) wpadł na pomysł, żeby rozpalić ognisko. [T.I] poszła do domku po jakieś kiełbaski, a ja zaoferowałem jej swoją pomoc. Zgodziła się.
Kazała mi ponacinać kiełbaski. Byłem trochę pijany co utrudniało wypełnienie zadania. Kiedy [T.I] zauważyła moja dezaprobatę wybuchła śmiechem. Śmiała się tak bardzo, że dłonią zrzuciła szklankę, która tuż po styknięciu z drewniana posadzą, rozbiła się na miliony małych kawałków.
-Oj - szepnęła powstrzymując kolejną fale śmiechu. Odruchowo zacząłem zbierać odłamki szkła chichocząc pod nosem. [T.I], kiedy tylko uspokoiła się trochę, kucnęła naprzeciw mnie i pomogła mi sprzątać. Nie wiem dlaczego, może przez dość dużą ilość alkoholu, albo przez jej bliskość, otworzyłem usta u potok słów wylał się ze mnie sam. Zacząłem mówić, ale nie potrafiłem skończyć. Powiedziałem [T.I] o moim uczuciu do niej i o tym co o niej myślę. Wygadałem wszystko. Nie było już odwrotu. To była droga tylko w jedną stronę, niczym tory kolejowe zanikające tuż po tym jak przejedzie po nich pociąg. Wraz z moimi słowami, jej oczy raz szczęście, a raz głęboki smutek, spojrzałem w jej lśniące oczy i wyszeptałem załamanym głosem:
-Kocham cię.
Kiedy te słowa dotarły do jej uszu, lekko rozchyliła usta jakby chciała coś powiedzieć, ale szybko je zamknęła i spuściła wzrok.
-Przepraszam.-odchrząknąłem i potarłem dłonią kark.
-Nie przepraszaj- powiedziała z lekkim uśmiechem, po czym dodała - Ty też nie jesteś mi obojętny.
Osłupiałem. Czy ona właśnie przyznała, że czuje to samo? Nie, ale nie jestem jej obojętny, a to już coś. Moją głowę poturbowały przeróżne myśli. Nie wiedziałem jak mam się zachować, ani jak zareagować. Wszystkie myśli odpłynęły wraz z dotykiem jej pełnych zaróżowiałych ust. W chwili gdy się całowaliśmy w oczach stanęła mi twarz Devona. DEVON! On był moim przyjacielem i chłopakiem [T.I]. Poczułem ukłucie w sercu. Zdradziłem go. Zdradziliśmy go. Nie mogłem, jednak powstrzymywać uczuć i przerwać tego cudownego pocałunku, ale nie mogłem też wybaczyć sobie tej zdrady. Gdybym był na miejscu Devona znienawidziłbym się.
-[T.I] poczekaj, co z Devonem?-zdobyłem się na odwagę i przerwałem pocałunek.
-Ja...-zaczęła, a jej oczy stały się tak jakby nieobecne. Po krótkiej chwili znowu zaczęła, tym razem to jej wyznania wywołały jednakową reakcje jak wcześniej u niej podczas mojej wypowiedzi-Zayn, to co jest między mną a Devonem już dawno wygasło. Może ci się wydawać, że mówię to pod wpływem chwili, ale tak jest naprawdę. Jesteśmy dla siebie przyjaciółmi, kochamy się jak przyjaciele. Owszem, z początku to była miłość, ale pod wpływem czasu to się zmieniło. Oboje o tym wiemy, ale Devon a siłę próbuje przywołać uczucia, których już dawno nie ma. Chciałam odejść wiele razy, ale za każdym razem udawało mu się mnie zatrzymać. On wie, że nie kocham go tak jak teraz.-potarła delikatnie dłonią mój policzek, a na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu.
-Chciałam odejść do ciebie, jednak nie chciałam rozbić waszej przyjaźni.
Wtedy za progu drzwi wyłonił się Devon. Pomimo słabego światła dostrzegłem jego bladość i łzy w oczach. To były łzy złości, wrogości, żalu, smutku a nie miłości. On nie był zły na [T.I], był zły na siebie. Kiedy [T.I] odwróciła się w jego stronę jej twarz również pobielała. Zrozumiała, że Devon wszystko słyszał, całe jej wyznanie. Słowo w słowo. Jego spojrzenie na chwilę zatrzymało się na mnie. Poczułem jak wszytko przewraca mi się w środku. Devon ostatni raz rzucił wrogie spojrzenie w naszą stronę i wyszedł zamykając drzwi na klucz, co było bardzo dziwne, lecz późniejsze wydarzenia wszystko wyjaśniały. [T.I] spojrzała mi w oczy, lekko musnęła moje wargi tak, że przez moje ciało przeszedł dreszcz i powiedziała stanowczym głosem:
-Nie żałuję tego co powiedziałam, ale żałuję, że Devon dowiedział się w takie sposób.Wiem, że to samolubne, ale chcę zacząć nowe życie z tobą. Devon sobie poradzi. Wiem to a pewno.
Nie mogłem znaleźć słów, więc tylko pocałowałem ją wlewając w ten pocałunek wszystkie uczucia jakie do niej darzyłem. Oplotła moją szyję rękoma pogłębiając pocałunek. Wtedy lekko otworzyłem oczy i dostrzegłem ogień. To nie było ognisko. To był pożar. Domek zaczął płonąć. Moje ciało odmówiło posłuszeństwa. Otworzyłem szeroko oczy i siedziałem jak sparaliżowany. [T.I] zauważyła zmianę mojego zachowania i spojrzała na mnie pytająco. Podążając za moim spojrzeniem dostrzegła czerwony płomień oplatający wszystko co napotka po drodze. Ogień był coraz bliżej, a my wpatrywaliśmy się w niego jak zaczarowani. Pojęliśmy dlaczego Devon zamknął drzwi na klucz. To on podłożył ogień. W ten sposób chciał pozbyć się wszelkich zmartwień. Raptem [T.I] wstała, pociągnęła mnie za rękę i panicznie rozglądała się za jakimkolwiek wyjściem. Dostrzegłem na jej twarzy łzy. Nie było czasu na czułości, ale ścisnąłem jej dłoń w geście otuchy i pocałowałem ją w głowę. Zaczęliśmy kaszleć. Dym był wszędzie. Byliśmy w pułapce. Nie mogliśmy się poddać, nie kiedy wszystko sobie wyznaliśmy. Przez ogłuszający skwierk. ognia doszły nas syreny wozu strażackiego.
-Pomoc jest blisko. Trzymaj się - wysapałem stale kaszląc
-Kocham cię -szepnęła
-Ja ciebie też- odpowiedziałem krztusząc się i dusząc dymem.
Nagle coś zaczęło spadać z góry. To była scena jak w horrorze/ Z sufitu opadały koleje kłody drewna, bo cały dom zbudowany był z drewnianych kłód. Jedna z nich spadła na nogę [T.I]. Dziewczyna krzyknęła z bólu. Próbowałem jej pomóc, ale nie potrafiłem. Drzewo było zbyt ciężkie, a w dodatku całe w ogniu. Wtem coś złapało mnie od tyłu. Strażak. Z całych sił próbował wywlec mnie z pomieszczenia przez wykutą w ścianie dziurę.
-Nie!-krzyknąłem, szarpiąc się- Nie zostawię jej!
-Pomożemy jej!-usłyszałem głos zza pleców. Nie miałem siły. Nie dałem rady. Czułem jak moje ciało ustępuje. Słabłem. Ostatnie co zobaczyłem to lśniące oczy [T.I] i nasze rozplatające się dłonie.
Obudziłem się w szpitalu. Kiedy dotarło do mnie co się stało zerwałem się z łóżka, ale tak szybko jak to zrobiłem, tak szybko opadłem z powrotem. Obok łóżka ujrzałem mamę.
-Syneczku! Bogu dzięki! Jak się czujesz?!-mówiła z ukojeniem.
-Gdzie [T.I]? Gdzie ona jest?-tylko to mnie interesowało
-Zayn, to nie czas na takie rozmowy.-odrzekła spuszczając wzrok.
-Gdzie ona jest?!-krzyknąłem
-Zayn...-zaczęła, ale jej przerwałem
-Do cholery, gdzie jest [T.I]?!
-Ona...Strażacy próbowali, ale....Nie dali rady.
-Co? O czym ty do mnie mówisz? Przecież powiedzieli, że jej pomogą! - poczułem jak moje ciało oblewa dreszcz, a z oczu mimowolnie lecą łzy.
To niemożliwe - pomyślałem - to nie może być prawda. Zabił ją. To przeze mnie. Gdyby nie moje wyznanie ona by żyła. Gdyby nie...ja.
Jak się później dowiedziałem Devon też zginął w tym pożarze. Straciłem dwóch najbliższych i najważniejszych ludzi...
Ciągle zastanawiam się co było by gdyby...
Teraz chociaż mam już 62 lata i swoją rodzinę. Wspaniałą żonę, dzieci, wnuki. Myślę sobie, że tak musiało się stać. Choć ta strata boli do dzisiaj, wiem, że nic nie dzieje się bez powodu, a Devon i [T.I] na zawsze pozostaną w mojej pamięci i sercu. Bowiem kto żyje w pamięci, żyje wiecznie...
Kazała mi ponacinać kiełbaski. Byłem trochę pijany co utrudniało wypełnienie zadania. Kiedy [T.I] zauważyła moja dezaprobatę wybuchła śmiechem. Śmiała się tak bardzo, że dłonią zrzuciła szklankę, która tuż po styknięciu z drewniana posadzą, rozbiła się na miliony małych kawałków.
-Oj - szepnęła powstrzymując kolejną fale śmiechu. Odruchowo zacząłem zbierać odłamki szkła chichocząc pod nosem. [T.I], kiedy tylko uspokoiła się trochę, kucnęła naprzeciw mnie i pomogła mi sprzątać. Nie wiem dlaczego, może przez dość dużą ilość alkoholu, albo przez jej bliskość, otworzyłem usta u potok słów wylał się ze mnie sam. Zacząłem mówić, ale nie potrafiłem skończyć. Powiedziałem [T.I] o moim uczuciu do niej i o tym co o niej myślę. Wygadałem wszystko. Nie było już odwrotu. To była droga tylko w jedną stronę, niczym tory kolejowe zanikające tuż po tym jak przejedzie po nich pociąg. Wraz z moimi słowami, jej oczy raz szczęście, a raz głęboki smutek, spojrzałem w jej lśniące oczy i wyszeptałem załamanym głosem:
-Kocham cię.
Kiedy te słowa dotarły do jej uszu, lekko rozchyliła usta jakby chciała coś powiedzieć, ale szybko je zamknęła i spuściła wzrok.
-Przepraszam.-odchrząknąłem i potarłem dłonią kark.
-Nie przepraszaj- powiedziała z lekkim uśmiechem, po czym dodała - Ty też nie jesteś mi obojętny.
Osłupiałem. Czy ona właśnie przyznała, że czuje to samo? Nie, ale nie jestem jej obojętny, a to już coś. Moją głowę poturbowały przeróżne myśli. Nie wiedziałem jak mam się zachować, ani jak zareagować. Wszystkie myśli odpłynęły wraz z dotykiem jej pełnych zaróżowiałych ust. W chwili gdy się całowaliśmy w oczach stanęła mi twarz Devona. DEVON! On był moim przyjacielem i chłopakiem [T.I]. Poczułem ukłucie w sercu. Zdradziłem go. Zdradziliśmy go. Nie mogłem, jednak powstrzymywać uczuć i przerwać tego cudownego pocałunku, ale nie mogłem też wybaczyć sobie tej zdrady. Gdybym był na miejscu Devona znienawidziłbym się.
-[T.I] poczekaj, co z Devonem?-zdobyłem się na odwagę i przerwałem pocałunek.
-Ja...-zaczęła, a jej oczy stały się tak jakby nieobecne. Po krótkiej chwili znowu zaczęła, tym razem to jej wyznania wywołały jednakową reakcje jak wcześniej u niej podczas mojej wypowiedzi-Zayn, to co jest między mną a Devonem już dawno wygasło. Może ci się wydawać, że mówię to pod wpływem chwili, ale tak jest naprawdę. Jesteśmy dla siebie przyjaciółmi, kochamy się jak przyjaciele. Owszem, z początku to była miłość, ale pod wpływem czasu to się zmieniło. Oboje o tym wiemy, ale Devon a siłę próbuje przywołać uczucia, których już dawno nie ma. Chciałam odejść wiele razy, ale za każdym razem udawało mu się mnie zatrzymać. On wie, że nie kocham go tak jak teraz.-potarła delikatnie dłonią mój policzek, a na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu.
-Chciałam odejść do ciebie, jednak nie chciałam rozbić waszej przyjaźni.
Wtedy za progu drzwi wyłonił się Devon. Pomimo słabego światła dostrzegłem jego bladość i łzy w oczach. To były łzy złości, wrogości, żalu, smutku a nie miłości. On nie był zły na [T.I], był zły na siebie. Kiedy [T.I] odwróciła się w jego stronę jej twarz również pobielała. Zrozumiała, że Devon wszystko słyszał, całe jej wyznanie. Słowo w słowo. Jego spojrzenie na chwilę zatrzymało się na mnie. Poczułem jak wszytko przewraca mi się w środku. Devon ostatni raz rzucił wrogie spojrzenie w naszą stronę i wyszedł zamykając drzwi na klucz, co było bardzo dziwne, lecz późniejsze wydarzenia wszystko wyjaśniały. [T.I] spojrzała mi w oczy, lekko musnęła moje wargi tak, że przez moje ciało przeszedł dreszcz i powiedziała stanowczym głosem:
-Nie żałuję tego co powiedziałam, ale żałuję, że Devon dowiedział się w takie sposób.Wiem, że to samolubne, ale chcę zacząć nowe życie z tobą. Devon sobie poradzi. Wiem to a pewno.
Nie mogłem znaleźć słów, więc tylko pocałowałem ją wlewając w ten pocałunek wszystkie uczucia jakie do niej darzyłem. Oplotła moją szyję rękoma pogłębiając pocałunek. Wtedy lekko otworzyłem oczy i dostrzegłem ogień. To nie było ognisko. To był pożar. Domek zaczął płonąć. Moje ciało odmówiło posłuszeństwa. Otworzyłem szeroko oczy i siedziałem jak sparaliżowany. [T.I] zauważyła zmianę mojego zachowania i spojrzała na mnie pytająco. Podążając za moim spojrzeniem dostrzegła czerwony płomień oplatający wszystko co napotka po drodze. Ogień był coraz bliżej, a my wpatrywaliśmy się w niego jak zaczarowani. Pojęliśmy dlaczego Devon zamknął drzwi na klucz. To on podłożył ogień. W ten sposób chciał pozbyć się wszelkich zmartwień. Raptem [T.I] wstała, pociągnęła mnie za rękę i panicznie rozglądała się za jakimkolwiek wyjściem. Dostrzegłem na jej twarzy łzy. Nie było czasu na czułości, ale ścisnąłem jej dłoń w geście otuchy i pocałowałem ją w głowę. Zaczęliśmy kaszleć. Dym był wszędzie. Byliśmy w pułapce. Nie mogliśmy się poddać, nie kiedy wszystko sobie wyznaliśmy. Przez ogłuszający skwierk. ognia doszły nas syreny wozu strażackiego.
-Pomoc jest blisko. Trzymaj się - wysapałem stale kaszląc
-Kocham cię -szepnęła
-Ja ciebie też- odpowiedziałem krztusząc się i dusząc dymem.
Nagle coś zaczęło spadać z góry. To była scena jak w horrorze/ Z sufitu opadały koleje kłody drewna, bo cały dom zbudowany był z drewnianych kłód. Jedna z nich spadła na nogę [T.I]. Dziewczyna krzyknęła z bólu. Próbowałem jej pomóc, ale nie potrafiłem. Drzewo było zbyt ciężkie, a w dodatku całe w ogniu. Wtem coś złapało mnie od tyłu. Strażak. Z całych sił próbował wywlec mnie z pomieszczenia przez wykutą w ścianie dziurę.
-Nie!-krzyknąłem, szarpiąc się- Nie zostawię jej!
-Pomożemy jej!-usłyszałem głos zza pleców. Nie miałem siły. Nie dałem rady. Czułem jak moje ciało ustępuje. Słabłem. Ostatnie co zobaczyłem to lśniące oczy [T.I] i nasze rozplatające się dłonie.
Obudziłem się w szpitalu. Kiedy dotarło do mnie co się stało zerwałem się z łóżka, ale tak szybko jak to zrobiłem, tak szybko opadłem z powrotem. Obok łóżka ujrzałem mamę.
-Syneczku! Bogu dzięki! Jak się czujesz?!-mówiła z ukojeniem.
-Gdzie [T.I]? Gdzie ona jest?-tylko to mnie interesowało
-Zayn, to nie czas na takie rozmowy.-odrzekła spuszczając wzrok.
-Gdzie ona jest?!-krzyknąłem
-Zayn...-zaczęła, ale jej przerwałem
-Do cholery, gdzie jest [T.I]?!
-Ona...Strażacy próbowali, ale....Nie dali rady.
-Co? O czym ty do mnie mówisz? Przecież powiedzieli, że jej pomogą! - poczułem jak moje ciało oblewa dreszcz, a z oczu mimowolnie lecą łzy.
To niemożliwe - pomyślałem - to nie może być prawda. Zabił ją. To przeze mnie. Gdyby nie moje wyznanie ona by żyła. Gdyby nie...ja.
Jak się później dowiedziałem Devon też zginął w tym pożarze. Straciłem dwóch najbliższych i najważniejszych ludzi...
Ciągle zastanawiam się co było by gdyby...
Teraz chociaż mam już 62 lata i swoją rodzinę. Wspaniałą żonę, dzieci, wnuki. Myślę sobie, że tak musiało się stać. Choć ta strata boli do dzisiaj, wiem, że nic nie dzieje się bez powodu, a Devon i [T.I] na zawsze pozostaną w mojej pamięci i sercu. Bowiem kto żyje w pamięci, żyje wiecznie...
~Swaggy